Życie to sztuka wyboru

20 stycznia 2014 autor:

Mój proces podejmowania decyzji jest bardzo zero – jedynkowy i zajmuje nie więcej, niż 15 minut w tzw. sprawach ważnych.
Rozdzielam argumenty „za” i „przeciw”, podejmuję decyzję i już (!) – pozamiatane.
Dochodzi jeszcze świadomość konsekwencji i ewentualnie czystość sumienia.
Sumienie, z racji mojego wieku, już nieco przykurzone, więc w zasadzie bez znaczenia.
Obce jest mi wielodniowe debatowanie nad problemem. Ale okazuje się, że czasem i takie musi się zdarzyć.
No i się zdarzyło w ubiegły czwartek, za sprawą Brutusa, czyt. Najbliższego Przyjaciela.

W grudniu ub.r., w rubryczce „wakacje 2014” wpisaliśmy: brak.
Zadeklarowaliśmy przed sobą z ER, że nadpłacamy kredyt mieszkaniowy, żeby w najbliższych latach żyć z ułudą spokoju. Z wakacji rezygnujemy.
W założeniu pomysł był dobry, perspektywiczny, rozsądny, dojrzały, godny podziwu, etc., etc.

Najbliżsi Przyjaciele w dniu 01.01.2014 r. skusili nas po raz pierwszy – wspólnymi wakacjami gdziekolwiek.

Dobrze się z Nimi wakacjonuje. Całą swoją trójką, stanowią aksjomat pożądanego towarzystwa w czasie zasłużonego wypoczynku. Dlatego niechętnie Im wówczas odmówiliśmy.

W ubiegły czwartek Najbliższy Przyjaciel dokonał szarży ułańskiej, wyrażając szacunek dla naszych planów nadpłacenia kredytu i jednocześnie zapraszając nas do wspólnego wyjazdu na Kaukaz Południowy w maju br.
Z kosztorysem, planem gotowej wycieczki, atrakcjami, atrakcjami, atrakcjami, gotowymi rozwiązaniami 90% potencjalnych problemów, godząc jednocześnie w nasze najczulsze słabe punkty hobbystyczne.
Ja wywaliłam się na plecy. Mówiąc kolokwialnie.

W czwartek wieczorem nienawidziliśmy już naszych Najbliższych Przyjaciół, bo zamieszali nam w głowach.

Najbliższy Przyjaciel jednak nie odpuszczał i w piątek z rana wyłożył kolejne argumenty „za” wspólnymi wakacjami.
W piątek tedy NIENAWIDZILIŚMY ICH DUŻYMI LITERAMI.
Rodzinna debata: jechać, czy nie jechać.
Lawina argumentów „za” kontra jeden „przeciw”. Ten o kredycie.

Obdzwoniłam Dziadków, jako kolegium doradcze.

Mojego tatę mianuję ambasadorem w Korei Północnej – On to umie tak powiedzieć, żeby nic nie powiedzieć, a żeby człowiek miał wrażenie, że oto poradził się autorytetu.
Babcia Irka zasunęła z grubej rury: jechać, raz się żyje.
Ja pikolę.
W sobotę od rana już mnie profilaktycznie głowa bolała.

W końcu, mężnie podeszliśmy z ER do tematu i z bólem serca stwierdziliśmy, że w perspektywie najbliższych lat, nie możemy sobie po prostu pozwolić na ten wyjazd. Wierzymy, że jest to decyzja mądra, dojrzała i przyszłościowa, choć absolutnie wbrew temu, co nam w duszach i sercach gra.
Po czym spuściliśmy zasłonę milczenia.
A ja ją teraz zrywam i mówię, że nadal jest mi ciężko z tą decyzją, choć minęły dwa dni.

Podobne wpisy

Podziel się

6 komentarzy

  1. mamola

    co???????????? to ile wy macie lat do cholery (yy czy mozna tu przeklinac??)jakie nadplacanie kredytu??? chyba za dobrze macie, ze jakies takie pierdoly wymyslacie. po to jest kredyt zeby go placic cale zycie, a zycie jest po to, zeby z niego korzystac. a decyzje po to zeby je zmieciac;p lol a wakacje sa to po, zeby sobie naladowac baterie na caly rok;p

  2. eM

    Hmmm…. Bilety lotnicze jeszcze są:) Sprawdzaliśmy.

  3. ER

    Szanowni moi drodzy i mili goście bloga mojej żony.
    Wakacje są po to aby ładować baterie owszem. I zamierzamy je podładować. Tyle że w tym roku nie na Kaukazie.
    Kaukaz podobno zostaje na swoim miejscu. Nie przenoszą go nigdzie.
    A kredyty są po to aby ich nie mieć :). A jak już się ma, to po to aby jak najszybciej się ich pozbyć.

    • Zgodnie z prawem Murphy’ego, kiedy już będziecie chcieli pojechać, to wtedy Kaukaz zdecydowanie przeniosą. Prawdopodobną lokalizacją są okolice Otwocka.
      Albo utworzą tam autonomiczną strefę genderyzmu i i tak nie będziesz chciał jechać :)Bo nie dostaniesz wizy za przekonania.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *