Praca organiczna

EF dostał od Dziadziusia huśtawkę ze zjeżdżalnią. Trzeba ją było tylko pierw złożyć w jedną całość.
Kierownik budowy, tj. Dziadziuś z inżynierem projektu, tj. ER, pełni werwy i zaangażowania, przystąpili do montażu w sobotę tuż po śniadaniu, konsekwentnie odmawiając przywileju wypicia kawy na pobudzenie przed zakończeniem choćby pierwszego etapu budowy.
Lało jak z cebra.
Doktor inżynier Dziadzia postanowił tedy wyjechać spod daszku autem, żeby uczynić tam plac budowy.
Z racji niekorzystnej pogody i braku opcji na spacer – choćby po działkach, wytachałam pod daszek krzesło ogrodowe, posadziłam sobie EF na kolanach i zaczęliśmy kibicować budowniczym.
EF, Pierwszy Wiercipięta III Rzeczpospolitej, siedział wyjątkowo grzecznie i bacznie przyglądał się wszystkim czynnościom. Nie przeraziła Go nawet wiertarka. Kto wie, może sam zostanie inżynierem. Albo architektem. Albo chociaż operatorem żurawia dźwigowego – przynajmniej dobrze płatne, a jakie widoki!!! To jest dopiero fucha – siedzieć osiem godzin w chmurach na wieży widokowej 😛
Po dopasowaniu wszystkich śrub do wszystkich otworów i gwintów przez Dziadzię i ER, po poklepaniu ich przez EF, stanął pierwszy element konstrukcji – podest do zjeżdżalni. Następnie okazało się, że do śrub były jeszcze podkładki, a ilość nawierconych przez producenta dziur, była wystarczająca do połączenia wszystkich elementów, nie trzeba było wiercić… ale kto by tam analizował w tym kierunku instrukcję. Podest stanął, więc o co chodzi?
Dalszy etap montażu odbył się już w miejscu docelowym, na trawce w sąsiedztwie czereśni.
ER, walcząc ze swoją skrupulatnością i błędem paralaksy, usiłował dopasować wszystkie listwy wspomagające, aby było prawidłowo, równo i ładnie.
W końcu, mniej więcej w okolicach obiadu, huśtawka stanęła w całej swej okazałości.
EF już się niecierpliwił, więc czym prędzej został umieszczony w siedzisku i ziuuuu, bu – ju, bu – ju, bu – ju, bu – ju. Hu – źdu, hu – źdu, hu – źdu. Minimum pół godziny, bo przy każdym zatrzymaniu huśtawki, od razu mars na twarzy EF i pełna gotowość do protest songu.
Patrząc na Jego roześmiane oczy i szeroki banan na buzi można by pomyśleć, że w zasadzie może On w tej huśtawce zostać. Choćby do niedzieli. Trzeba tylko obok ustawić R2D2 do kontroli ruchu wahadłowego huśtawki, z wbudowanym czujnikiem stanu zużycia pieluchy i już.
Jak EF będzie głodny, toć zawoła. Zdaje się, że EF „jest za”.
Niestety w piwnicy Dziadzi żadnego R2D2 nie znalazłam, więc weekend spędziłam przy huśtawce.
Ależ to była przyjemność składać w deszczu huśtawkę i zjeżdżalnię dla EF :).
Bez cienia sarkazmu.