O jeden ręcznik w łazience więcej
Kto ma już przynajmniej jedno dziecko, to pamięta mniej więcej tyle, że po powrocie ze szpitala do domu, jakoś to było. Niestety, niewiele pamięta. Pierworodny bowiem szybko rośnie, jeszcze szybciej się uczy (nie zawsze dobrych rzeczy), staje się samodzielny (czasem aż nadto), a rodzic stopniowo odzyskuje swoje życie po to, żeby je dokumentnie znowu utracić wraz z pojawieniem się tego drugiego.
Najpierw w domu przybywa nowych sprzętów, na które jakoś wcześniej nie było miejsca (dodatkowe miejsce kąpieli, dodatkowe łóżeczko, albo dwa, na każdej kondygnacji, bo ile można biegać po tych schodach do sypialni?). W widocznych miejscach pojawiają się mało gustowne i zdecydowanie nieozdobne artefakty, mające za zadanie przydać pomocy rodzicowi w kryzysie lub ujawnić jego roztargnienie (czyt. smoczki, pieluchy czyste, lekko użyte, zużyte dokumentnie). W salonie zostaje rozstawiona suszarka do ubrań, po czym zapuszcza tam korzenie.
Noc się zdecydowanie skraca do 2 razy po 3 godziny w wersji optymistycznej, gdy dzidziol jest łaskawy i raczy usnąć po nocnym karmieniu.
Następnie całkowitej destrukcji ulega niemalże odwieczny porządek dnia. Śniadanie jest na obiad, obiad na kolację, kolacji nie ma wcale. Pralka pracuje w systemie 3 – zmianowym, 4-brygadowym.
W tryb „później” przechodzą czytane do tej pory w wolnej chwili czasopisma, książki i oglądane seriale.
Połączenia przychodzące i dzwonki do drzwi stają się z dnia na dzień natrętne.
Pierworodny doświadcza nowej mantry – „za chwilę”.
(…)
A ja z rana robię dla siebie od razu dwie herbaty i jedną kawę na wszelki wypadek, w ramach profilaktyki przed odwodnieniem, bo w ciągu dnia może nie być na to czasu, guglając równocześnie w smarkfonie za jakimś wieszakiem do ręczników kąpielowych w łazience, bo jak doszedł teraz jeszcze jeden, to się przestały mieścić na grzejniku.
Nie wytrzymali i skomentowali