Intruz w łożu małżeńskim
Ten sam scenariusz za każdym razem.
Otóż – jest noc. Godzina nieistotna, późno lub bardzo wcześnie (to zawsze zależy od punktu widzenia), w każdym bądź razie, w pokoju jest ciemno.
Wariant pierwszy: czuję smyranie po plecach, więc obracam się w lewo, a tu ziuuuu! – nad moim zaspanym ciałem przelatuje „coś” i ląduje precyzyjnie w szczelinie między ER a mną. Następnie niespełna metrowy osobnik gramoli się bez pardonu przez wspomniane już wyżej ciało, mości się w nadmienionej szczelinie, nagarnia to „coś” (co jest pluszowym słoniem), robi ze dwa kołowroty i się wyłącza.
Wariant drugi: pogrążona we śnie sprawiedliwym, nie odnotowuję przelotu słonia nad mym ciałem i jestem brutalnie wybudzana, przez 14,5 kilo, które gramoli się sprawnie przeze mnie w sam środek łóżka, po czym przystępuje do pozostałych czynności, jak w wariancie pierwszym.
Cechy wspólne obu wariantów: na przestrzeni ostatnich 10 dni, występują regularnie co noc.
Co się stało z moim kochanym i miłym synusiem, który jeszcze w lipcu zasypiał grzecznie w swoim łóżeczku, około godz. 20:30, podczas czytania drugiej bajki i spał tam do rana?
Zwalam to na karb „kolejnego skoku rozwojowego” i przystępujemy z ER do działań zaradczych.
Po pierwsze: KATEGORYCZNIE dziecko zasypia w swoim łóżku.
W praktyce: dziecko drze się przed snem w tym łóżku wniebogłosy, usiłuje sforsować barykady, żeby wyjść z łóżeczka, ostatecznie zasypia w nim, obrażone, o godz. 21:30. Wyczerpany rodzic zasypia także, przy łóżku dziecięcia, w pozycji „na Tetris”.
Opcja B: EF perfekcyjnie wykorzystuje moment, gdy opuszczam barykadę, żeby zgasić światło i z szybkością kuny bieszczadzkiej, układa się w pozycji embrionalnej na łóżku rodziców. Powrót w tym wypadku do małego łóżeczka – awykonalny.
Po drugie: eliminacja skutków porażki rodzicielskiej przy usypianiu dziecka, czyli przenoszenie śpiącego EF do jego łóżeczka. Skuteczność: 50%. Zazwyczaj, czuły czujnik EF się załącza i dziecko wyje.
Efekt końcowy działań zaradczych jest rozczarowujący: przy założeniu, że dziecko zasnęło jednak w łóżeczku, względnie udało się je odłożyć do łóżeczka, w środku nocy lub nad ranem następuje stały element gry: EF powraca do naszego łóżka jak bumerang.
No i co? No i śpi z nami do rana, bo my, nie cyborgi i choć parę godzin na dobę spać musimy.
Inna rzecz jest taka, że EF wyrasta z łóżeczka i trzeba je wymienić na większe. Może zmiana posłania spowoduje przywrócenie dawnego status quo. I przekupstwo w postaci naklejek z Peppą nad łóżkiem.
Hihihihihi dobre;) my rozwazalismy opcje 'malych noszy’, zeby sobie Zofirynka na nich usnela i abysmy mogli ja bezszelestnie przerzucic do malego wyrka;)