Ciężar wyrzutów sumienia

14 maja 2013 autor:

Co jest gorszego od pobytu z dzieckiem w szpitalu? Jeszcze nie wiem, ale życie mi pewnie pokaże.
W zasadzie powinnam napisać: co jest gorszego od pobytu z dzieckiem w szpitalu z mojej własnej winy.
EF sturlał się z kanapy na plecy. Bezpodstawnie założyłam, że opite mlekiem jak bąk dziecko, będzie zbyt leniwe, żeby się turlać po łóżku, a ja w tym czasie zdążę podlecieć do kuchni i pstryknąć czajnik.
Nie zdążyłam. Godzinę później EF zaczął wymiotować.
Fakt – wcześniej do obiadu dostał pół żółtka, które w przeszłości znosił z różnym skutkiem, ale w zaistniałej sytuacji nie było mowy o dywagacjach.
Wsiedliśmy w taxi (bo oczywiście akurat w ten weekend auto u mechanika) i pojechaliśmy do szpitala dziecięcego. EF został zbadany, włączywszy RTG czaszki. Odpowiadałam możliwie jak najprecyzyjniej na wszystkie pytania personelu i słyszałam ich myśli. Myśleli bardzo wymownie o tym, że oto stoi przed nimi kolejna głupia i nieodpowiedzialna matka, która nie dopilnowała swojego dziecka.
Co może być prostszego, niż doglądanie malucha, który jeszcze nie chodzi???
Nie stwierdzili nic niepokojącego, ale zatrzymali na 2 doby.
Założyli EF pierwszy w życiu wenflon, co doprowadziło mnie prawie do łez. Olbrzymi korek wbity w rączkę mojego dziecka.
Na sali duszno, gorąco i głośno, bo jeszcze czwórka innych dzieci, w różnym wieku. Dostaliśmy łóżko przy oknie. Co ktoś je otwierał, to ja po 5 minutach zamykałam, żeby EF nie przewiało. Jak EF tylko zapiszczał, to ja na równe nogi, bo nie ma nic bardziej zaraźliwego wśród dzieci, niż empatia. Wystarczy, że jedno zapłacze, zaraz pozostałe mu na wszelki wypadek wtórują. Do łazienki tylko, gdy EF zasnął. A zasypiać nie chciał i nie mógł, bo głośno, bo gorąco, bo duszno, bo nie u siebie. Herbaty robić nie można, bo jest zakaz wnoszenia wrzątku na salę. Życie szpitalne.
EF w zasadzie przeszczęśliwy, bo mleko zawsze pod nosem, non stop noszony na rękach, przytulany przeze mnie i całowany. Wreszcie na podium, na bezkonkurencyjnym pierwszym miejscu – przed pracą, praniem, prasowaniem, gotowaniem, odkurzaniem… W zasadzie to chyba jak wakacje.

ER dzielny bardzo, dbał o nas, kosztem siebie samego.

Ze szpitala wróciłam wykończona. Fizycznie i psychicznie. Pełna wyrzutów sumienia i jednocześnie szczęśliwa, że pomimo mojego braku odpowiedzialności – nic się de facto nie stało.

Podobne wpisy

Tagi

Podziel się

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *