Ten typ tak ma

Jakiś czas temu już, w rozmowie z Gosią wyniknęła kwestia, że ja prasuję ubranka EF, choć ma już skończone pół roku.
Gosia się wówczas dziwiła, że mi nie szkoda życia na takie czynności.
Minęły kolejne 4 miesiące, a ja nadal prasuję ciuszki EF.
Bo choć jest to praca syzyfowa (za chwilę i tak ten sam ciuch wyląduje w praniu), niewdzięczna, czasochłonna, niedoceniona przez nikogo, to ja nic nie poradzę na to, że lubię, gdy te ciuszki są wyprasowane.
I serio nie chodzi tu o jakieś roztocza, bakterie, mikroby czy też inne krwiożercze mikrobestie, czające się w włóknach i czyhające na zdrowie EF… Bez przesady.
Chodzi o to, że ja lubię wyciągnąć taką ładnie wyprasowaną i złożoną koszulkę o poranku i założyć ją EFowi. Jemu to pewnie wsio ryba, ale jakże on ładnie wygląda wtedy!
Podchodząc praktycznie (bo zawsze warto znaleźć praktyczną stronę z pozoru bezsensownej czynności – choćby dla własnej higieny psychicznej), wyprasowane ciuszki zajmują mniej miejsca w i tak za małej komodzie. Wszystkie są ładnie ułożone w tematyczne kupeczki (co cieszy MOJE oko) i nie ma problemu, żeby od razu wyciągnąć potrzebną rzecz – nie rozwalając przy tym całego stosu.
Ponadto, rozczulają mnie te małe (choć coraz większe) ciuszki na tej olbrzymiej desce do prasowania… Te małe rękawki, emblematy misiów, zajączków, kieszonki 2,5×2,5 cm.
Każdy ma jakiegoś bzika. Koniec kropka.
Oj tam, oj tam nie docenia. To faktycznie miło ubrać na EFa takie wyprasowane ciuszki. Doceniam to tym bardziej wtedy, gdy wciągam na siebie zmiętolony „tiszert” i jak zwykle w duch obiecuję, że klika z nich wyprasuje i powieszę na ramiączku w szafie.
Przypominam sobie o tym niestety, dopiero wtedy gdy wyciągam z szafy kolejny „tiszert”.
Ale, ale – sam bym za Chiny Ludowe nie podjął się prasowania tego. Raz prasowałem elegancką koszulę i marynarkę EFa. Do dziś budzę się z krzykiem w nocy.
eM ma dwa latka i ja też prasuję te stosy sukienek, getrów i bluzeczek… Nie wyobrażam sobie, żeby chodziła w wymiętolonych… I też lubię, jak ładnie wygląda, mimo że za chwilę na wyprasowanej bluzce ląduje klopsik w sosie pomidorowym, doprawiony sokiem marchwiowo-jabłkowym i przyklejonym rozmemłanym paluszkiem… Ehhhh…. Podobno przy drugim dziecku chęć prasowania wszystkiego przechodzi hehe:)
Ja tez prasuje!!!!!! I tez sobie nie wyobrazam ubrac Zofirynce cos wymietolonego:) do tego mam obsesje sliniakow, w wieku 18 miesiecy moje dziecko wciaz nosi w domu sliniaki… Ale zeby sobie ulzyc prasuje juz tylko rzeczy wierzchnie, body I pizamki skladam na mokro przed powieszeniem I zostawiam na 20 min I pozniej skladam od razu po wyschnieciu;p .. I rajstop tez juz nie prasuje hihihhi
ps. to Ty nie prasujesz ER tiszertow????!!!!! Skandal.
Tiszerki ER? A to Bozinka rączek nie dała? On sam umie 🙂 Wystarczy, że prasuję tiszerki EFa. Zaprzestałam natomiast prasowania niektórych dresów, bojówek (bo to podobno obciach – mieć wyprasowane bojówki), niektórych czapeczek i skarpetek… Tak, tak, niszczyłam żelazkiem mikroby w skarpetkach jak EFa miał miesiąc czy dwa. Później też tego zaprzestałam. A mikroby jakoś EF nie zjadły 😛