Z cyklu: scenki rodzinne.
EF wypowiada coraz więcej powszechnie zrozumiałych wyrazów. Co więcej, zaczyna łączyć je w proste zdania. Nasze konwersacje wybitnie zyskały w związku z tym na jakości.
Scenka 1
Obiad poniedziałkowy, czyli „pobasenowy”. W menu: makaron z sosem pomidorowym i jajkiem na twardo.
EF dostaje porcję w swojej miseczce z mniejszą ilością sosu (z uwagi na zawartość czosnku) i bez jajka (bo gotowanym pluje).
– A ko? (tłum. „Co to?”) – EF pyta, wskazując na białe talarki jajek na naszych talerzach.
– Jajo.
– Jajo?
– Tak, jajo. U Ciebie w miseczce nie ma, bo nie lubisz gotowanego – wyjaśniam.
– Nie ma jajo – EF, bez żalu, zdaje się potwierdzać oczywisty brak jajka w Jego miseczce.
Ot, i pierwsza nasza rodzinna konwersacja przy obiedzie. Następne już będą o polityce.
Scenka 2
Korzystam z toalety. EF, nie bacząc na czynności, którym się oddaję i gwałcąc moją potrzebę prywatności, zamaszyście otwiera drzwi i pakuje się do łazienki.
– Kupa? – EF dopytuje z zaciekawieniem.
– Nie, Kochanie, robię siusiu – odpowiadam zgodnie z prawdą.
– Kupa.
– Nie, Kochanie, nie kupa, siusiam – trwam przy swoim, po czym wstaję z pozycji siedzącej. – Widzisz, zrobiłam siusiu.
EF zagląda do ustępu, po czym stwierdza rozczarowany:
– Nie ma kupa.
Ano, nie ma.
Pora, aby uważniej zamykać za sobą drzwi do świątyni dumania.
Mam nadzieję, że lampa nadal pozostała „bappą”?:D:D:D:D Wiesz, małż by tego nie przeżył hehe
Niezmiennie „bappa”. Constans 🙂