Wychowywanie in progres

Nie wiem, czy to konsekwencja wyjazdu wakacyjnego, czy to konsekwencja ukończenia pierwszych urodzin, ale… EF pokazuje rogi.
I to jest fakt. I tu nie ma co zamiatać problemu pod dywan (którego i tak nie mamy), trzeci tydzień zwalać wszystkiego na karby chaosu pourlopowego, czy wygłaszać inne abstrakcyjne teorie.
Fakt jest faktem.
EF zrobił sie krnąbrny.
I tak:
1. „Mamusiu, możesz mnie ciągle nosić na rękach, bo jak nie, to będę ryczał.”
No i ryczy, wrzeszczy, turla się po podłodze, rzuca zabawkami, szarpie mnie za nogawki spodni, wydaje z siebie nieludzkie dźwięki, no a ja, kurde, muszę kiedyś obrać pyry do obiadu! Zadziwiające jest to, ile rzeczy kobieta jest w stanie zrobić jedną ręką.
Przez ostatnie trzy tygodnie stałam się mistrzynią w tej dziedzinie, czym skutecznie zapobiegam spazmom mojego pierworodnego.
Ale pyrek obrać jedną ręką nadal nie umiem.
EF nie rozumie.
Czasem się obraża i zasuwa na czterech, postękując i pochlipując, do dziennego pokoju, do zabawek.
I wtedy jest kompletnie głuchy na wołanie i zachętę do przytulenia (jak już w końcu obiorę te pyry, to lecę do niego, bo durne to moje serce).
Przylepka mała. Wita mnie radośnie, gdy wrócę z fabryki. Przylepia się na butaprem.
Muszę EF ponosić i potulić minimum pół godziny, inaczej będzie szloch.
Oceniam, że w 98,9% sytuacji, jest to jednak miłe.
2. „Tadek – niejadek”.
Co się stało z tym moim wspaniale jedzącym, nie wybrzydzającym i zawsze głodnym w porze posiłku, synem?
Ogarnięta wyrzutami sumienia, że dziecko ciągnie na słoiczkach, wygospodarowałam trochę czasu z mojego braku czasu i zaczęłam tworzyć dla Niego obiadki.
A to drób, a to rybka, a to odarta z ostatniej żyłki chuda wieprzowinka. I duuuużo warzyw. No kurde, no naprawdę fajne te obiadki robię.
Ale tylko ja tak uważam. EF kręci nosem.
Eksperymentuję z konsystencją: małe grudki, większe grudki, cząstki. Niedobrze.
Natomiast, gdy my jemy, to EF też zje. I wtedy moje obiadki nagle są smaczne i konsystencja właściwa. I temperatura. I pod dupką wystarczająco miękko. „Mamusiu, najlepiej daj mi jeszcze tego serka żółtego i tej parówki, co masz na swoim talerzu.”
3. „Ja chcę i już”. Oczywiście wszystkiego tego, czego EF nie wolno.
Wyciągania wtyczki z gniazdka, gryzienia kabla od odkurzacza lub lampy (to pewnie wina zębów, ale przecież ma gryzaki!), napiżdżania ciężkim klockiem/plastikowym gadającym żółwiem etc. w szyby/lustra/witrynę z kieliszkami, tarmoszenia suszarki z praniem, obgryzania rączki od piekarnika (znowu zęby), trzaskania drzwiami od kabiny prysznicowej, przesuwania z impetem drzwi od szafy wnękowej, huśtania się na drzwiczkach pralki, klepania deski od WC…
W celu odwracania uwagi EF od ww., kupię sobie chyba czerwoną kulkę na nos, która dopełni moje pajacowanie.
4. Raz na trzy noce, godzina druga trzydzieści, alarm ćwiczebny. Wstaję, smoczkuję, przynoszę trzy łyki ciepłej wody w butelce. Nakrywam kołderką, głaszczę po główce, mówię, że bardzo kocham i że pośpijmy jeszcze, bo jest noc.
Czasem pomoże. Czasem nie. Wtedy we troje czekamy na sen EF już w naszym łóżku, a gdy już w końcu przyjdzie, to po godzinie zadzwoni mój budzik.
Słyszał ktoś o buncie jednolatka?
eee, to nie bunt, to całkiem normalny (by nie powiedzieć standardowy) roczniak ;p
wiem… jestem nad wyraz okropna … ale nie macie ani lepiej ani gorzej od innych 🙂
w całości wypowiedzi przebija mi kto jest Najważniejszy w domu ;D
ale to na mnie cztery pary oczu znad ciast, kanapek tudzież kawy, patrzyły jak na zjawisko … hi hi hi…
ufff… nie jesteśmy sami… 🙂