Świnko Peppo, wsadź sobie ten swój recykling głęboko w…

24 listopada 2014 autor:

Świnko Peppo, wsadź sobie ten swój recykling głęboko w…

Dziecko jest jak gąbka. Chłonie wszystko. Rzeczy nieważne na równi z ważnymi. Rzeczy z pozoru mało interesujące. Rzeczy absurdalne.
Zatraciłam gdzieś ten zachwyt nad każdym źdźbłem trawy, więc uczę się go przy EF na nowo. Głupio mi czasem, bo to ja powinnam odkrywać świat dla EF. A tu nagle biedronki nie mają już siedmiu kropek, tylko dwanaście, szesnaście. I są czarne w czerwone kropki. Negatyw taki. Zgłębiam temat i ustalam, że to imigrantki z Azji. Zaczynam wierzyć, że Chiny rzeczywiście zalewają świat.

Co pewien czas EF zainteresuje się czymś, a wtedy reszta świata nie istnieje.
Pierwsze były lampy. Wszystkie i wszędzie. Latarnie uliczne, reflektory, lampy domowe, lampki przy kasku rowerowym. Bez znaczenia. „Bappha” i koniec. Potem EF nauczył się mówić „lampa”. A teraz mówi: „licznik prądu”.
Drugie w kolejności były dźwigi. „Ik!!!”
I to dla mnie, czyli humanisty było nawet ciekawe. Staliśmy sobie na narożniku we dwoje i patrzyliśmy na potężne ramiona żurawi, które przesuwały się po niebie z wannami, pełnymi cementu, albo transportowały palety supporexów na niespotykaną wysokość.
Nigdy nie widziałam, jak stawia się szyję tego żurawia. Jak łączy się poszczególne elementy. I jak montuje się to obciążenie dla równowagi po jednej stronie. I że się przy tym taki dźwig nie wykopyrtnie. Czy robi to inny dźwig? A jeżeli tak, to kto ten inny dźwig postawił? Muszę się tego dowiedzieć w razie, jakby się EF kiedyś też nad tym zastanawiał.
Faza dźwigów się jednak skończyła po tym, jak pewnego przeklętego wieczoru, obejrzeliśmy odcinek Świnki Peppy o recyklingu (lub, jak kto woli, segregowaniu śmieci) o jeden raz za dużo. A potem jeszcze ER i Dziadziuś pokazali kontenery pod blokiem.
Koniec. Szlus. Finito. Spokojne, celowe spacery na plac zabaw i huśtawkę skończyły się. Teraz jest codzienny, obowiązkowy rajd po śmietnikach.
I nieee, nie ma, że któryś ominiemy. To nic nie da, bo mała łepetyna, jak najlepszy geodeta, ma obcykaną całą topografię śmietników w promieniu 1,5 km. Co z tego, że ominiesz jeden, skoro EF tak Cię poprowadzi, że za chwilę wejdziesz do innego. A tam, nie ma zmiłuj, trzeba zajrzeć do każdego. Do małego z dwoma kółkami i dużego, śmiesznego z czterema kółkami. EF wymienia: zielony, niebieski, szary, z żółtą klapą. A tu są kartony i gazety. A tu są butelki. A tu, też butelki! „Ale numej!”
Robimy koło po osiedlu. Próbuję nadać trajektorię ku domowi. O ja, naiwna! Co z tego, że do tych, tu śmietników już dziś zaglądaliśmy. Toć przecież mogło się coś zmienić. „Mama, opa!”
Czasem trafimy na gratkę: śmieciarka w akcji! Koniec świata. Stoimy jak słupy soli i przyglądamy się, jak panowie wychylają wszystkie kubły, a potem odprowadzają je na miejsce. Następnie trzeba do nich zajrzeć, czy są puste.
Ciągnę ostatecznie moje dziecko do domu, będąc na skraju wytrzymałości i cierpliwości dla tych wszystkich pojemników, i zwalając wszystko na babcię („Kochanie, jutro zobaczysz te śmietniki z babunią”). Przekraczamy w końcu drzwi domowego azylu. Szoruję te małe łaputy mydłem, licząc przy tym, że unicestwię może chociaż jeden z miliona urzędujących na nich bakterii. EF robi sprint do pokoju dziennego, gdzie pod kaloryferem stoi jego plastikowa śmieciarka. Na „dobranoc” czytamy jeszcze „Śmieciarkę Jarka” z serii Mały chłopiec.

 

Podobne wpisy

Tagi

Podziel się

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *