Najczulszy z radarów

10 grudnia 2013 autor:

Jak to jest możliwe, że piętnastomiesięczny EF, który:

  • mianem „baabbpha” określa: Babunię, lampę, włącznik światła, guzik przy swetrze, rybę na rysunku… etc…
  • kładzie sobie skarpetkę na głowie i cieszy się, gdy ona spadnie,
  • przewraca z rechotem poduszki na kanapie,

potrafi jednocześnie doskonale znaleźć się w ważnych z punktu widzenia rodzica – sytuacjach życiowych i ponadnormatywnych?

Przykład 1. Wizyty lekarskie i basen.
Z reguły, żeby tzw. plan dnia jakoś się zazębiał, umawiam rozmaite profilaktyczne i szczepienne wizyty w poradniach, w okolicach godziny 16:00. Na basen chodzimy raz w tygodniu, na godz. 15:30.
Figiel polega jednak na tym, że dzidziol od pewnego czasu potrafi spać nawet 2 godziny po obiadku, w przedziale czasowym 13:00-16:00.
Jednakże jakimś cudem, akurat w dniu, w którym ma nastąpić jedno z powyższych zdarzeń, EF jest wyspany i wypoczęty co najmniej pół godziny przed porą do wyjścia z domu.

Zaczynam podejrzewać, że EF czyta regularnie zapisy w moim kalendarzu.

Przykład 2. Ubiegła sobota.
Do zrealizowania: przełożona podróż do drugich Dziadków, którzy już dwa tygodnie czekają z niecierpliwością na przyjazd wnusia.
Przewidywana pora wyjścia z domu – godz. 10:00. A tu jeszcze trzeba po bułki do sklepu polecieć, śniadanie zjeść, przeprowadzić ostatnie pakowanie – się i samochodu.
Wniosek: wstajemy wcześniej.
EF, który sypia ostatnio do godz. 8:30, też wstał godzinę wcześniej.
Skąd On to wie?
Ale to nie koniec.
Dzwoni Babunia i mówi, że Jej mąż, znaczy dziadek mówi, że na krajowej piątce zaspy i wszystko stoi, że herbatę i kanapki ludziom do samochodów dowożą, jednym słowem – kataklizm przez Ksawerego. I, żebym może jednak na wszelki wypadek nie jechała.
Jakkolwiek Dziadek pracuje w służbach ratowniczych, ma skłonności nadinterpretacyjne, znane w rodzinie. Podziękowałam serdecznie za troskę i wyjechaliśmy z EF średnio zapakowaną (w końcu to tylko dwa dni) Zofią o godzinie 10:13 w kierunku oczekujących Dziadków.
W korku utknęliśmy o godzinie 10:43, w połowie dwupasmówki przez Gniezno.
Mniej więcej koło południa, udało nam się wyjechać z Gniezna, żeby postać następnie w śnieżnej koleinie na krajowej piątce.
Stojąc, mijaliśmy przewrócone w rowach samochody i tiry na poboczu.
Jakoś koło godz. 14:30 zamajaczyła na horyzoncie tablica „Żnin”.
Do Dziadków dotarliśmy około godz. 15:30. Po pięciu i pół godzinie od wyjazdu z domu.

Mam złote dziecko.

EF jakby wiedział, że sytuacja jest niecodzienna, Jego mama zdenerwowana, On bez obiadu i popołudniowej drzemki, a mimo tego nie marudził, nie grymasił, odpowiadał na wygłupy i zaczepki, z uwagą słuchał mojej interpretacji „Last Christmas”.

I skąd On to wie?

Że na co dzień można rozrabiać (w granicach rozsądku), bałaganić (w granicach mieszkania), egzekwować u rodziców swoje kaprysy (w granicach wytrzymałości materiałowej włączników światła), naginać zakazy (w granicach cierpliwości zmęczonego jak koń po westernie – rodzica).
Ale czasem trzeba być prawie dorosłym.

Podobne wpisy

Podziel się

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *