Każdy ma jakiegoś… bzyka
Odstawiłam dziś Mesia na światłach moim Bzykiem. Ha!
Aha, no tak 🙂 Od niedzieli mam Bzyka 🙂
Ale, ale… zaczęło się od konkluzji, że wożenie Zofią moich szanownych czterech liter do pracy jest uzasadnione, acz kosztowne.
Bo Zofia jest wygodna, rodzinna, pakowna i… za duża na auto miejskie. Za duża nawet na moje cztery litery.
Postanowiliśmy kupić drugie, małe auto i awansować tym samym w hierarchii społecznej (z drobnomieszczaństwa do grubomieszczaństwa).
Bzyku miał być w swojej istocie kieszonkowy.
Chcialam nim śmigać do pracy i z pracy, robiąc pod drodze minimalne, dwusiatkowe zakupy.
Wystarczyła jednakże jedna uwaga mojej spostrzegawczej Malutkiej i wizja auta najmniejszego z najmniejszych, runęła.
A co, jak przyjdzie tym autem przewieźć wózek EF? Wózek Misi ledwie mieści się do Modzia.
Echhh, racjonalność bywa czasem frustrująca.
Wybraliśmy się zatem na szoping i dzięki wielkiemu zaangażowaniu całej Rodzinki Wu, kupiliśmy Bzyka.
Bzyku ma granatową skorupkę i niebieskie wnętrze. Jest wybajerzony, zwinny, dynamiczny i E-KO-NO-MICZ-NY.
Mieści się w nim wózek EF.
Od dziś ma nowe wycieraczki, więc jego wartość rynkowa wzrosła.
W niedalekiej przyszłości obkupię go jeszcze w skrobaka do szyb, miotełkę, ładnego pachniuka i nowe laczunie na zimę :).
Cieszę się, że się podoba:) W nowomowie awansowaliście do kategorii „casualowej klasy średniej wyższej” i tak ma być:)
Czy ja ten „awans” mogę dostać na piśmie? 😉
Do czegoś mogłam się przydać:) I nie chodzi tylko o wózek EF-a, ale gdzie schowamy te wszystkie pakunki, po udanych zakupach ciuchowo-butowych?:) Cieszę się, że autko służy. I potwierdzam, że to nie tylko praktyczne, ale i ładne jeździdełko:)
Tak, tak, ciuchowych, ciuchowych! Dziś dostałam pensję 🙂