Jak to czasem miło na zakupach bywa…

26 listopada 2014 autor:

Jak to czasem miło na zakupach bywa…

… i żeby uściślić, wcale nie na typowym babskim szopingu, kiedy to zostawiam na 2-3 godziny moich chłopaków i ruszam z rozwianym włosem między wieszaki sieciówek. Nie, nie.
Miło bywa na zakupach w Lidlu.
Otóż… po pracy, jak to zazwyczaj w przypadku kobiety bywa, wpadam do marketu (tym razem jest to Lidl, bo było jakoś akurat po drodze) i robię zakupy: to – na obiad, to – na śniadanie, to – na wszelki wypadek. Idąc do kasy, omiatam wzrokiem kartony z czeskimi piwami. Mieliśmy oszczędzać, ale co tam! ER miał nerwowy początek tygodnia, a dziś produkuje się na szkoleniu. Niech będzie, że ma fajną żonę. Tak sobie myślę i chwytam za dwie butelki dobrego, czeskiego piwa. Dwie. No toć nie będzie pił sam!
Ustawiam się w kolejce do kasy. Przy kasie jeszcze jajka z niespodzianką. Wyobrażam sobie ten uśmiech EF dookoła głowy, jak pokazuję mu takie jajko po powrocie do domu i bez dalszego zastanowienia do zakupów dorzucam jeszcze kinderka. Pani z uśmiechem zaczyna kasować produkty. Ja się sprężam, żeby za nią nadążyć (to taki mój mały fetysz, żeby pokazać kasjerowi, jakim to jestem ogarniętym klientem i, że nie robię przestoju z pakowaniem).
– Poproszę dowód osobisty.
Zastygam w bezruchu. To było do mnie? Moja mina wyraża widocznie jeszcze większe zdumienie, niż to, które czuję w trzewiach, bo pani kasjerka przepraszająco wskazuje na dwa Staroprameny.
– Nie? Serio? O rany, tak, tak z wielką przyjemnością, już Pani pokazuję! Ale mi Pani teraz frajdę zrobiła! Ho, ho! Tylko niech się Pani nie rozmyśli przypadkiem! Już pokazuję!
Ludzie! Nie pytano mnie o dowód, gdy kupowałam piwo jako nastolatka (choć może to akurat dobrze, bo wtedy nie miałam). Nie pytano, gdy już osiągnęłam pełnoletniość. Potem zdążyłam skończyć studia i legitymuję się dodatkiem stażowym do wynagrodzenia. Więcej nie piszę o mojej metryce, bo kobiety się o wiek nie wypytuje.
Z ogromną radochą dobywam mojego dowodu i pokazuję Pani triumfalnie. Babka w kolejce za mną, pęka ze śmiechu.
– Macie tu jakąś książkę pochwał i wniosków, czy coś? Wpiszę dla Pani pochwałę za szczególnie życzliwe traktowanie klientki.
– Nie, nie mamy. – Pani przy kasie wyraźnie się mityguje, zupełnie niepotrzebnie zresztą, bo ja ogromnie zadowolona żegnam się wylewnie i wracam do samochodu.
We wstecznym lusterku podliczam zmarszczki . Kurde, może te wszystkie kremy jednak działają, skoro jestem taka piękna… i młoda!

 

Podobne wpisy

Podziel się

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *