Codzienność w przebudowie

Emocjonalnie – huśtam się. Tłumaczę cierpliwie samej sobie, że już tak musi być. Że inni też tak mają i dają radę. I ja w końcu też dam.
No bo co mam zrobić? A potem widzę w trasie taki billboard – dyptyk zdjęć dziewczynki i zwrot do odbiorcy (czyli do mnie), że nawet nie wiem, kiedy moje dziecko dorośnie…Życie zaczyna się teraz około piętnastej. Przed piętnastą napiżdżam przy taśmie. Jeszcze trochę przy tym myślę, ale wkrótce to się zmieni. Wracam do domu z trzecią prędkością kosmiczną. Jest plus – odkryłam radość z trąbienia. Trąbię, kiedy się da. Na tego kierowcę przede mną na światłach, jeżeli nie ruszył już na czerwono – pomarańczowym, tak delikatnie „bibp”- no ruszaj, kolego. Ale niech mi tylko ktoś ZAJEDZIE, gdy pędzę do domu, albo WYMUSI coś na mnie, to wtedy jest siarczyste, wściekłe, z wysokiego C i donośne „BIIIIIIIIIIIIIIBP!!!!”. Nie objaśnię, to oznacza, bo przecież jestem Księżniczką. A Księżniczki nie przeklinają.
Pracuję od trzech dni, nie ma mnie trzecie dopołudnie w domu, a EF ma dziś już jakby większe stópki i jakby – większe rączki, i papunię do deserku otwiera tak jakoś z przekonaniem, i tak mi się bacznie przygląda i takim półgębkiem uśmiecha. Już mnie coś ominęło?
….
No gdzie ta Wiosna, do cholery???
aj kochanie nic sie nie martw, tylko sie upewnij, zeby EF podejmowal kroki milowe na Twojej zmianie:)